
Dwie i pół godziny. Kawałek życia. Dokładnie tyle siedziałam dziś na najnudniejszym na świecie spotkaniu. No więc siedzę i rozglądam się dookoła szukając wzrokiem bratniej duszy, która cierpi co najmniej tak bardzo jak ja. Nic z tego. Wszystkie głowy pochylone. Co pilniejsi notują. Zadają pytania. Spoglądają na slajdy rzucane na ścianę. A ja już nie mogę. No bo ile razy można słuchać tego samego? Ile można patrzeć przez okno za którym widać tylko chmury przesuwające się po coraz ciemniejszym niebie? Nie mam przy sobie komputera więc nie mogę udawać, że robię notatki a tymczasem nadrobić zaległości czytelnicze w necie. Obgryzam długopis i marzę bez sensu, automatycznie, po zadrukowanych kartkach papieru. Żeby tylko nie zasnąć, żeby nie zasnąć. Jakieś pytanie z sali wyrywa mnie z letargu. No tak, znowu zamalowałam długopisem wszystkie a, o, e, b i p. Zawsze ta robiłam, od dzieciństwa. Szkoda, że nie mam przy sobie chociaż jakiejś książki do kolorowania. Ale przecież i tak nie wyciągnęłabym takiej książki na oficjalnym spotkaniu. Ech życie, życie. …
Czytaj dalej Czytaj dalej