Browsed by
Kategoria: Codzieność

Było sobie życie…

Było sobie życie…

Było sobie życie HD

Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce, siadały sobie dzieci przed telewizorem, w którym były tylko dwa dostępne kanały i z zapartym tchem wyruszały w podróż do wnętrza… człowieka. Zamknij oczy, uruchom wspomnienia, czy ty to widzisz? Krążą sobie dzisiaj po sieci zdjęcia ołówka i kasety magnetofonowej jako test na pokoleniową przynależność. Czy „Było sobie życie” też pozostanie jedynie częścią pokoleniowego doświadczenia? Jest duża szansa, że nawet jeśli, to nie ograniczy się do jednego pokolenia.

Czytaj dalej Czytaj dalej

Egzystencjalne dialogi z dwulatkiem i z czterolatkiem

Egzystencjalne dialogi z dwulatkiem i z czterolatkiem

Rodzice, za namową całej rodziny, wysłali Miętusa na badanie predyspozycji muzycznych. Pani postanawia sprawdzić, czy mały człowiek jest w stanie odróżnić niskie dźwięki od wysokich. Gra kilka nut na pianinie i mówi „słyszysz, to jest duży kot, ma gruby głos”. Potem gra wysokie tony „a to mały kotek, mówi cieniutkim głosikiem”. Kolejnych kilka dźwięków i pyta Miętusa „a to jaki jest kotek?”. Miętus z całą powagą „głodny! to jest głodny kotek”.

Czytaj dalej Czytaj dalej

Kulinarno-miłosne dialogi z trzylatkiem czyli przez żołądek do serca

Kulinarno-miłosne dialogi z trzylatkiem czyli przez żołądek do serca

Wracamy z przedszkola, Miętus ma całą buzię wysmarowaną dżemem.
– Co jadłeś? Kanapki z dżemem na podwieczorek?
– Nieeee. Z melasą.
– Z melasą? Z jaką melasą? – dopytuje zaskoczona Matka.
– No jak to z jaką? Z gluszkami!
– Z gruszkami?
– Tak!

Czytaj dalej Czytaj dalej

Pokój dziecięcy i łóżko domek

Pokój dziecięcy i łóżko domek

łóżko domek

Dzieci nam całkiem dorośleją. Nie wiem jak to się stało, ni kiedy. Tedi sam wyrzuca swoje pieluchy do kosza na śmieci i przynosi tacie kapcie (tak tak, dzieci już za młodu powinny być szkolone do pomagania rodzicom 😉 Zaś trzyletni Mietus, liczący do 30, odkrywa meandry poczucia humoru. Droczy się z rodzicami: wiesz co jest po jedenaście? Dwa! cha cha cha! I po chwili dodaje: to taki zarcik. pseciez po jedenaście jest dwanaście! Cha cha cha, no boki zrywać. Myślą rodzice.

Czytaj dalej Czytaj dalej

Miętus fotografem #2 czyli słów kilka o sprzęcie

Miętus fotografem #2 czyli słów kilka o sprzęcie

aparat fotograficzny dla dzieci Vtech Kidizoom Twist Plus

Otworzyliśmy z Tatą Chłopców pudełko, wyciągamy powoli zawartość i… pełne zaskoczenie. Oczekiwaliśmy zabawki, takiej, która co prawda potrafi robić zdjęcia, ale jest jednak zwykłą zabawką. A tymczasem wyjęliśmy z pudełka prawdziwy aparat fotograficzny, solidny sprzęt, który co prawda można używać podczas zabawy, ale jest przede wszystkim jednak aparatem fotograficznym.

Czytaj dalej Czytaj dalej

O tym, że Straszne Zarazy wróciły i o tym, jak zrobić bździuchę

O tym, że Straszne Zarazy wróciły i o tym, jak zrobić bździuchę

Galaretka z czarnej porzeczki. Domowy sposób na przeziębienie
Straszne Zarazy wróciły. Zakradły się po cichutku, po kryjomu. Nikt się ich nie spodziewał. Lato w pełni, w stawie dziadków pojawiły się kijanki, biegaliśmy po łąkach goniąc motyle a upalne popołudnia spędzaliśmy na hamaku czytając książki i popijając babciny kompot. Aż któregoś dnia pojawił się Znak, że oto są. Niewinny katar. Niby nic, no bo kto by się tym przejmował małym katarem, zaraz przejdzie – próbowała bezskutecznie lekceważyć to Matka. Którejś upalnej nocy Miętusa pokaszliwał lekko. W dzień kaszel się nasilił – choć Tata i Babcia twierdzili, że to tylko Matki urojenia. Tedi zaś wesoło raczkował z gilami do pasa. Ale nic więcej. Ani temperatury. Ani złego samopoczucia. Ani innych objawów. Wprost przeciwnie, Bachory pełne życia i energii dokazywały beztrosko i radośnie.

Czytaj dalej Czytaj dalej

Cudowne i pożyteczne

Cudowne i pożyteczne

Stary dom moich pradziadków, strych – miejsca zakazane. Nie mogliśmy tam chodzić, bo wysoko, bo niebezpiecznie, bo wszystko pokrywa kurz, bo są tam rzeczy, którymi dzieci nie mogą się bawić. Zakradaliśmy się tam po kryjomu. Zawsze razem, z bijącym sercem, nigdy w pojedynkę – prababcia opowiadała, że nocami słyszy kroki pradziadka na górze (znaliśmy go tylko z fotografii, zmarł zanim my pojawiliśmy się na świecie). Po drabinie, przez zamknięty na klucz właz w suficie przedsionka. Od razu uderzał nas specyficzny zapach naftaliny, suszonych owoców, dojrzewających pomidorów. I gorąc. Czegoż
tam nie było! Stara waga szalkowa z mnóstwem malutkich odważników, lampy naftowe, szafa z trzeszczącymi drzwiami a w niej futro nadgryzione przez mole. Strój Mikołaja. Czarno-złoty mikroskop, który rozkręcaliśmy na części pierwsze. Zwariowany zegarek zamykany srebrną kopertą, na łańcuszku, który po nakręceniu potrafił cofać czas. Staroświecki wózek dla małego dziecka. Zdjęcia przedstawiające ludzi w dziwnych ubraniach – kobiety w długich sukniach, dziwnych fryzurach i śmiesznych butach, panowie w spodniach z lampasami. Zeszyty wujów i cioć ze szkoły. Stare podręczniki. Książeczki do nabożeństwa. Bajki z dzieciństwa naszych rodziców, często porysowane przez nich kredkami, podpisane koślawymi literkami. Albumy z malarstwem. Globus bez podstawki. Słoiki i słoiczki z nasionami przygotowanymi na wiosnę. Przetwory. Butelki i buteleczki z nalewkami, miksturami i nie-wiadomo-czym. Skrawki niewykorzystanych materiałów. Jabłka na zimę. Suszące się grzyby, owoce,
wianuszki czosnku. Skarby.

Magia dzieciństwa. To o niej będzie. I o tych wszystkich rzeczach, które pomagają ją tworzyć. O pięknie ilustrowanych książkach, tych starych i tych nowych. O tajemniczych baśniach. O wyjątkowych zabawkach. O skarbach dzieci. O ciekawych miejscach. I o tym, co najbardziej magiczne z magicznych – o teatrze.Zapraszam 🙂