Dziecięca klasyka w pięknym wydaniu: Piotruś Pan

Dziecięca klasyka w pięknym wydaniu: Piotruś Pan

Pani Darling po raz pierwszy usłyszała o Piotrusiu, kiedy porządkowała myśli swoich dzieci. To już taki zwyczaj każdej dobrej mamy, że kiedy dzieci zasną, przetrząsa ich główki i porządkuje im myśli na rano, umieszczając w odpowiednich przegródkach różne sprawy, które wpadły tam w ciągu dnia. (…) Rano, kiedy się budzicie, wszystkie złe uczynki, brzydkie myśli, z którymi kładliście się do łóżka, są już popakowane i ukryte na samym dnie waszych umysłów, a na wierzchu leżą pięknie porozkładane i przewietrzone wasze najładniejsze myśli, gotowe do użytku. 

Matka po raz pierwszy usłyszała o Piotrusiu… No właśnie, co właściwie Matka usłyszała? Kim jest ów Piotruś? Jaki jest? Gdzie mieszka? Czym się zajmuje? Yyyy…

* * *

Są takie rzeczy, które powinno wiedzieć każde dziecko. Podstawowe podstawy. Podwaliny kompetencji kulturowych młodego człowieka. Jakie warzywo było potrzebne matce chrzestnej Kopciuszka? Po co Pan Kleks każdego ranka oglądał lusterka swoich uczniów? Co codziennie czyścił na swojej planecie Mały Książę? Czego Lisa i Anna z Bullerbyn nie kupiły w sklepie? Co zgubił Piotruś Pan w domu Wendy i kim był Kapitan Hak? Proste i oczywiste, prawda?

No więc nie dla każdego.

I teraz dochodzimy do najgorszego: Matka ma ewidentne braki w podstawach. Pora się do tego, z rumieńcem wstydu, przyznać i dokonań samokrytyki. Pora spojrzeć prawdzie w oczy i szybko nadrobić zaległości. Braki te, dla usprawiedliwienia, są na szczęście dość wybiórcze. Ale tam, gdzie są, ignorancja Matki sięga zenitu. Kim jest Cyntia Dzwoneczek? Dlaczego próbowała zabić Wendy? Skąd się wzięli w Nibylandii Zagubieni Chłopcy? Matka do niedawna nie wiedziała.

* * *

Z pewnymi rzeczami już tak jest, że to one znajdują człowieka a nie człowiek je. I tak było w tym przypadku.

Zwykła wizyta w księgarni. Myszkowanie po półkach, wyszukiwanie perełek. Matka przeciska się przez wąską alejkę i nagle zawadza torbą o książkę, która z impetem leci na podłogę i boleśnie uderza w nogę. Podnoszę, patrzę czy cała, czy nie pogniotłam niechcący, nie pobrudziłam stron. Odruchowo patrzę na okładkę. O! Zaglądam do środka i zamieram.

To był znak.

Matka już dawno dawno temu pokochała Quentina Grébana i jego ilustracje do „Piotrusia Pana”. Jeszcze zanim ta książka została wydana w Polsce, jeszcze zanim Matka usłyszała, że Media Rodzina planuje ją wydać w naszym ojczystym języku. I umieściła jedną z ilustracji na profilu naszej fejsbukowej strony. Bo piękna. Bo jak żadna inna oddaje magię dzieciństwa.

„Piotruś Pan” szybko trafił na naszą półkę z książkami. Matka postanowiła nadrobić swoje braki w podstawach i nie dopuścić do powstania takowych w edukacji swojego potomstwa.

* * *

Twarda okładka. Mięsisty kredowy papier. Szyte karty. Dopracowanie w każdym calu. I te ilustracje! Gréban umieścił rodzinę Wandy w moich ukochanych latach 20-tych. I już samo to wystarczy, by książkę tę pokochać. Ale to nie koniec. Piękna subtelna kreska, wyważenie realizmu z onirycznym światem magii, lekkość, subtelność i mglistość niektórych ilustracji skontrastowana z mocną kolorystyką i mrocznym charakterem innych. To obrazy Grebana właśnie (wraz ze świetnym tłumaczeniem) uwodzą i oczarowują. Są wszędzie, przemawiają do nas z każdej niemal strony. Czasem wielkie, na całą stronę, dominują nad całością, wciągają nas w swój świat, czasem małe, wplecione w tekst stają się jego integralną częścią. I odtąd nie wyobrażam sobie już żadnego innego wydania. Każde, nawet najdoskonalsze, nie będzie takie, nie będzie już nigdy moje.

Nie będę streszczać historii Piotrusia Pana. Jeśli ktoś, jak Matka, w przedziwny sposób ominął tę lekturę w dzieciństwie, to niech koniecznie zaległość tę nadrobi. Powiem jedynie, że piękna i mądra to lektura. Dla dzieci i dla dorosłych. Pamiętajcie jednak, że nie jest to słodka bajeczka pełna wróżek, syrenek, czarów (choć one oczywiście też tu są!) i infantylnej naiwności. Nie ma tu cudownego happy endu. Bliżej „Piotrusiowi” do baśni braci Grimm czy Andersena pod tym względem. Są poważne dziecięce emocje, jest śmierć, zło, zazdrość, pewna gorycz i ironia. I krytycyzm wobec dorosłych. I wobec dzieci.

* * *

Dobrze jest mieć w domu klasykę. Dobrze jest mieć w domu tak wydaną klasykę.

* * *

– Wiesz co, Jane, czasami się zastanawiam, czy kiedykolwiek naprawdę latałam. 
– Latałaś, latałaś. 
– Może i tak, ale to było tak dawno! 
– Ale dlaczego teraz już nie potrafisz latać? 
 – Bo jestem dorosła, kochanie. Kiedy ludzie dorastają, zapominają, jak to się robi. 
 – Dlaczego zapominają? 
– Bo przestają być weseli, niewinni i bez serca. Tylko ludzie weseli, niewinni i bez serca potrafią latać. 

* * *

O tym, co wydawca pisze na temat książki „Piotruś Pan” możecie przeczytać TU

„Piotruś Pan”
Autor: James Matthiew Barrie
Ilustracje: Quentin Gréban
Wydawnictwo: Media Rodzina
Okładka: twarda
Liczba stron: 160
Format 215 x 288 mm
Wiek: 5+

Wpis powstał w ramach projektu „Przygody z książką:

 

17 thoughts on “Dziecięca klasyka w pięknym wydaniu: Piotruś Pan

  1. hm… też nie czytałam do tej pory Piotrusia Pana (dłuższego niż kilkanaście stron). Obejrzeliśmy go już w ramach naszych niedzielnych seansów filmowych i muszę przyznać, że mój 4-latek po prostu się bał.
    Twój opis jest bardzo zachęcający do podróży do krainy snu 🙂

  2. osobiście bym się na miejscu Matki nie martwiła – głębi tych pięknych cytatów i tak jeszcze kilka lat temu (nie będąc już-nie-niewinną Matką) by nie doceniła = pewne książki najlepiej czyta się własnym dzieciom 🙂
    ciekawe, że Kapitan z tej książeczki tak bardzo przypomina tego z kreskówki, a Dzwoneczek wręcz przeciwnie… ale to już problem Disneya 🙂

    1. To właśnie niestety "klątwa" Disneya – tak silny imprint i ciąg skojarzeń, spod którego nie można się wyrwać. Ale te ilustracje kojarzą mi się raczej z francuską kreską komiksową – innymi słowy są wspaniałe.

  3. Przepiękne i zachwycające są te ilustracje, patrzę i mój zachwyt powoli przekracza wszelkie granice. Nie znałam tego ilustratora, ale kreskę ma cudowną i ten dobór kolorów, piękny. Przesunięcie czasu fabuły o kilkanaście lat (z początku XX wieku na lata dwudzieste) bardzo się tym ilustracjom przysłużyło, bo to był jednak piękny czas dla chociażby mody, te luźne i zwiewne sukienki, pastelowe kolory i długie sznury pereł <3 Przecudowna książka, dodaję ją do naszej listy!

    PS. Też się zastanawiam o co chodzi we fragmencie o lataniu "bez serca", hm taki nieco nietypowy jest 😉

  4. Mama Janka trafiła w sedno pisząc, że "pewne książki najlepiej czyta się własnym dzieciom". to mówią ja – matka, która również nie przeczytała Piotrusia Pana. Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło, choć to pewnie trochę źle o mnie świadczy. To wydanie mnie mobilizuje. Bardzo 🙂

  5. Ilustracje cudne! Przypomniałaś mi o Piotrusiu Panie (Tymiankowi pewnie się spodoba). A co do pytań z klasyki: jeśli chodzi o Kopciuszka, to dla mnie to zawsze będzie leszczyna i ptaszki ;-), z wersją Perraulta zetknęłam się dużo później i jako dziewczynka nie uwierzyłam w nią 😉

  6. Znów zaczarowałaś! jak zwykle u Ciebie wzlatuję ponad codzienność, na chwilę wyrywam się z bałaganów i obowiązków. i za to przede wszystkim dziękuję, za tę chwilę skupienia i zachwytu 🙂 Ja też nie czytałam PP! Bardzo zaczarowałaś, może właśnie teraz przeczytam razem z moją córką 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *