Gra w której wszystko gra: memo dźwiękowe Goki

Gra w której wszystko gra: memo dźwiękowe Goki

Miętus siedzi na ławce i radośnie majta nogami. Jesteśmy w lesie, u babci na działce.

– Miętus – usiłuję go zagadać – co robisz?

– Mamo, cicho bądź! Słucham! – Matka rozgląda się oniemiała dookoła. Czegoż on, na litość boską, słucha? Środek lasu, cisza prawie absolutna, w oddali tylko słychać szczekanie jakiegoś psa. W końcu Matka nie może się powstrzymać – Ale czegóż to synku słuchasz? Przecież tu nic, ale to zupełnie nic nie ma…

– Cicho, Mamo! – upomina surowo – ptaszki śpiewają, słyszysz?

* * *

Maluchy zaczynają się nerwowo kręcić i marudzić. Oho, myśli Matka, zaraz będzie afera. Siedzimy w samochodzie, korek gigant, nie ma szansy na żaden objazd, a Bachory zaczynają dostawać świra. Matka sięga więc po magiczne lekarstwo – piosenki z „Pana Kleksa”. Pomaga. Atmosfera się rozluźnia a Tata Chłopców zaczyna nawet wesoło podśpiewywać po nosem.

– Tatooooo, cichooooo! – krzyczy wniebogłosy Miętus. – Nie śpiewaj! Nie śpiewaj!

– Czemu? – dziwi się Tata. Zna przeczulenie Miętusa na próby śpiewania (czyt. zawodzenia) przez Matkę. Ale to doprawdy zupełnie co innego. Mata głucha prawie jak pień, na muzyce się zupełnie nie wyznaje, a kontroli nad własnym głosem nigdy nie miała. A Tata przecież muzykalny, i na instrumentach gra, i śpiewa, i na scenach różnych z zespołem kiedyś występował.

– Tatooooo, cichooooo! Ja słucham!

* * *

Matka nie z tych, co trzylatka wożą na lekcję gry na skrzypkach i fortepianie. Nie. Zdecydowanie preferuje taplanie się w błocie przez Bachory, trykanie patykiem napotkanych żuków, podglądanie żab, budowanie namiotów z koca, czy po prostu zwykłą nudę. Ale patrząc na fascynację Miętusa, jego nieustanne zabawy w koncerty, granie na czym popadnie i wieczne próby śpiewania zaczyna się łamać. Kto wie, cholera, myśli Matka (myśli Matki są najeżone brzydkimi słowami), a może krzywdę mu jaką robię? Może skoro tak się garnie, to warto ten słuch mu sprawdzić? Może zapisać choćby na rytmikę jaką. Może poćwiczyć, bo potencjał Bachora marnuję?

* * *

– Inny! Inny! – krzyczy Miętus siedząc na ławce i radośnie majtając nogami.

– Nie, taki sam – mówi Baba Bena.

– Inny, pseciez mówię, ze inny! – forsuje swoje Miętus.

Miętus z Babcią siedzą obok siebie a przed nimi Matka energicznie grzechocze drewnianymi pudełeczkami. Raz jednym. Oni słuchają uważnie. A następnie drugim.

– Inny, zdecydowanie inny – mówi Baba Bena. Jaka mać taka nać, mawiają. Baba Bena ma taki sam słuch muzyczny jak Matka.

Odwracam pudełka. Na jednym zielone nutki, na drugim – czerwone. Miętus miał rację, wygrywa, to były różne dźwięki.

* * *

Ciotka Ala świetnie się wstrzeliła z tym prezentem. Tyle radości, wspólnych żartów i przekomarzań. Tyle skupienia uwagi, ciszy i zasłuchania. Dla Miętusa świetna zabawa, dla Matki chwila wytchnienia w ciszy. Bez grania na talerzach, przykrywkach od garnków, cymbałkach, harmonijkach i fletach. Bez grania na matczynych nerwach. Słychać tylko delikatne pogrzechotania, szemrania, cichutkie dzwoneczki.

Dwanaście drewnianych pudełeczek, każde w kształcie trójkąta. W każdym ukryty jakiś dźwięk. Niektóre brzmią nieco głośniej, inne cichutko zupełnie, niektóre metalicznie, inne tępo, drewnianie. Każdy dźwięk powtarza się dwa razy, mamy zatem 6 różnych par dźwięków. Pudełek nie można otworzyć (i super, myśli Matka, inaczej Bachory w trymiga by wszystko pootwierały, powysypywały i zabawy byłoby na tyle). Ale każda para na jednej ściance oznaczona jest osobnym kolorem nutek. Mamy więc po dwa pudełeczka z nutami żółtymi, pomarańczowymi, czerwonymi, niebieskimi, zielonymi i fioletowymi.

Piękne to memo. Niezwykle prosta forma. Szlachetny materiał. Szczegółowe dopracowanie. Pudełka są tak gładkie i delikatne w dotyku, że Matka aż wącha, żeby się upewnić, czy to drewno na pewno. Ciche, miłe dla ucha dźwięki. Uczta dla zmysłów.

* * *

Grać w to memo można na różne sposoby. My, częściowo z uwagi na wiek Miętusa, częściowo z uwagi na świetny słuch Matki i Babki, zaczęliśmy od formy najprostszej. Wybieramy na chybił trafił dwa pudełeczka-klocki, potrząsamy i osoby biorące udział w zabawie (czasem bawi się tak sam Miętus) zgadują, czy dźwięki się różnią czy są identyczne. Dla Matki nie jest to prosta zabawa. Ale gad mały i Tata Chłopców prawie zawsze zgadują prawidłowo.

Wprowadziliśmy więc trudniejszą wersję. Układamy z pudełek-klocków dwa identyczne sześciokąty tak, by w każdym z nich znalazło się po sześć różnych dźwięków. Pilnujemy by w ramach danego sześciokąta żaden dźwięk się nie powtórzył. Oczywiście wszystkie pudełeczka są odwrócone kolorowymi nutami do spodu. Pierwsza osoba wybiera sobie dowolny dźwięk z jednego sześciokąta, a następnie usiłuje odnaleźć (kierując się tylko brzmieniem) identyczny dźwięk w ramach drugiego sześciokąta. Gdy wybierze jakieś pudełeczko, porównuje kolory. Jeśli źle zgadła, kolejny gracz szuka tego dźwięku – ma już ułatwione zadanie bo jedno z pudełek zostało odkryte przez poprzednika. Jeśli zgadł dobrze, zabiera parę.

Jest jeszcze wersja trzecia, najtrudniejsza. Klasyczne memo. Układamy wszystkie pudełka nutkami do spodu na stole. Pierwsza osoba wybiera jedno, potrząsa sprawdzając dźwięk, a następnie podnosi drugie pudełko, potrząsa i zgaduje – czy dźwięki są takie same czy różne. Jeśli twierdzi, że różne, odkłada je na miejsce a wszyscy gracze starają się zapamiętać gdzie leży jaki dźwięk. Jeśli twierdzi, że pudełeczka brzmią tak samo, sprawdza się kolory nut. Powinny się zgadzać. Poprawna odpowiedź zostaje nagrodzona – gracz, podobnie jak w klasycznej grze typu memory, zabiera oba elementy. Jeśli odpowiedź jest niepoprawna, pudełka zostają odłożone na miejsce. Wygrywa oczywiście ten, kto zgromadzi jak najwięcej par pudełek. I tu, wstyd się przyznać, Matka poległa tragicznie. Nie dość, że trzeba umieć rozróżnić czy dwa pudełeczka-klocki brzmią identycznie (co wcale a wcale nie jest dla niej takie proste), to jeszcze trzeba zapamiętać dźwięki. Przy takiej ilości drewnianych pudełeczek Matka się gubi beznadziejnie i po trzecim dźwięku nie wie już, ani co gdzie leży, ani jak co brzmi L Na szczęście ta wersja gry dla Miętusa też jest zbyt trudna. Odkładamy ją na przyszłość dzięki czemu samopoczucie Matki nie zostaje aż tak bardzo nadwyrężone.

* * *

Spytacie, i czemuż to tak pieję nad tym z zachwytu? Gra jak gra przecież.

Otóż nie 🙂 Pomijając aspekt wykonania, to memo nie tylko wciąga i bawi. Wymaga ogromnego skupienia, ćwiczy koncentrację i pamięć. No ta, ale to przecież robi każde memo. Tak. Ale w tym przypadku dziecko (i, ekchm, dorosły chyba też) wsłuchuje się w różne dźwięki, uczy się je rozróżniać i zapamiętywać. A zapamiętać dźwięk nie jest tak łatwo jak zapamiętać zwykły obrazek. W tej grze pracują inne obszary mózgu i wykonywane są inne procesy poznawcze niż w przypadku klasycznej, obrazkowej, gry memory.

Polecamy z całego serca wszystkim od trzeciego roku w górę (a kto wie, może już i z dwu latkami można się nim bawić).

Goki, memo dźwiękowe. Do kupienia na przykład TUTAJ.

PS. Goki wydało też podobno analogiczną grę, ale z pudełkami-ciężarkami. Matka jest bardzo jej ciekawa. Ale w pierwszej kolejności ostrzy sobie zęby na memo zapachowe – w tej dziedzinie zostanie prawdopodobnie niepokonana przez rodzinę. Bo Matka jest Wielkim Wąchaczem, wącha wszystko i wszędzie czym wywołuje często niemałe zdziwienie u pobocznych obserwatorów 🙂

Post powstał w ramach projektu Grajmy!

2 thoughts on “Gra w której wszystko gra: memo dźwiękowe Goki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *