Wyprawka przedszkolaka czyli najfajniejsze farby i kredki

Wyprawka przedszkolaka czyli najfajniejsze farby i kredki

– Macie już całą skompletowaną wyprawkę? – spytała wczoraj Baba Bena.

– Jaką wyprawkę?

– No jak to jaką? Wyprawkę do przedszkola. Przecież zaczyna się nowy rok szkolny! – Babę Benę aż zatkało.

– Matko, jaką wyprawkę do przedszkola??? Nie, nic nie mamy! – tym razem zatkało Matkę. Najgorsza matka świata, włóczy się z Bachorami po lesie, babrze się z nimi w piasku, gotuje zupę z błota i ogląda przez lupę robaki, zamiast szykować maluchy do przedszkola i żłobka, zamiast zadbać o ich edukację. Co za brak odpowiedzialności – złe myśli przebiegły przez matczyną głowę jak stado bizonów. Ale zaraz zaraz, przecież Miętus rok temu już chodził do przedszkola i żadnej wyprawki nie szykowaliśmy. Przecież u nich w przedszkolu nie ma typowych zajęć, nie ma nawet prawdziwego leżakowania. Potrzebne są tylko kalosze i ubranie chroniące przed deszczem by dzieciaki mogły gotować zupę z błota nawet w niepogodę. A to mamy. Kamień z serca. Dobrze, że Miętus chodzi jednak do dziwnego przedszkola.

Wyrzuty sumienia, niczym demony, zostały jednak zbudzone. Na wszelki wypadek więc Matka przejrzała internety, żeby sprawdzić, co typowy przedszkolak mieć powinien, co umieć powinien i czego się uczy. Zrobiła bilans i wyszło jej, że z Miętusem nie jest wcale źle. A może nawet całkiem dobrze. Rysować rysuje, malować maluje, a na dokładkę bułki piecze i drewno szlifuje. Przy okazji zrobiła Matka w domu przegląd artykułów plastycznych, wyrzuciła to, co się zużyło lub zeschło, spakowała do oddania to, czego nie używamy. I zostały jej trzy rzeczy. Ale za to jakie fajne! Rzekłabym – cudowne i pożyteczne 🙂

 

Kredki – kostki Stockmar

Matka już kiedyś o nich pisała – Kredki miodem pachnące. Bachory używają ich nieustannie od ponad pół roku i zachwyt nad nimi nie mija. Co w nich jest takiego?

Są w 100% ekologiczne, wykonane z naturalnych produktów, głównie z wosku
pszczelego (pachną prawdziwym miodem!), a więc nietoksyczne. Ale co tam, w sumie to nie jest w kredkach najważniejsze! Najważniejsze jest to, że choć w pierwszej chwili sprawiają wrażenie nieco ciemnych i mało kolorowych to na papierze dają piękne, mocno nasycone i wesołe kolory. Baza z wosku pszczelego sprawia, że poszczególne kolory łatwo się ze sobą łączą, w efekcie mając kilka kredek otrzymujemy kilkanaście różnych odcieni.

Czym jeszcze różnią się od zwykłych kredek? Ano kształtem. Przypominają pudełka od zapałek (są od nich trochę mniejsze). Rysując krawędzią uzyskujemy wyraźne, „ostre” i intensywnie kolorowe
linie. Rysując całą powierzchnią – kolory delikatniejsze, idealne do
wypełniania większych powierzchni. Ale, co najważniejsze, taki kształt wymusza odpowiedni sposób trzymania kredki, dokładnie taki sam, jak przy trzymaniu w dłoni długopisu. Dziecko więc rysuje a jego mała rączka ćwiczy odpowiednie mięśnie i utrwala prawidłowy chwyt. Miodzio 🙂

Kredki spakowane są w małe metalowe pudełko. Można je więc bezpiecznie wrzucić do szkolnego plecaka albo damskiej torebki. Ratują nas zawsze podczas długich odwiedzin u ciotki, gdy Miętus zaczyna świrować z nudów.

Kupić je można na przykład u Myszki Agaty.

A przy okazji mini-zabawa z wykorzystaniem tych kredek: kartkę papieru (lub jej fragment) zamalowujemy intensywnie różnymi kolorami. Ten rysunek przykrywamy kolejną warstwą – zamalowujemy go pracowicie na czarno także kredką woskową. A następnie bierzemy rysik, patyczek lub wykałaczkę i na czarnym tle skrobiemy jakiś wzór. Efekt „WOW” na dzieciach murowany 🙂
PS. Wybaczcie, ale Matka nie ma talentu plastycznego. Zdecydowała się pokazać swe dzieło w drodze wyjątku, bowiem Miętus tak się zapamiętał w zeskrobywaniu czarnej kredki, że zdrapał wszystko co było do zdrapania 😉

Farby w sztyfcie Playcolor

Wypatrzyłam je wieki temu na KIKu ale jakoś (znowu!) nie miałam do nich przekonania. Że co, farby ale w sztyfcie? Że bez pędzelka i bez wody? To co to za farby? Cóż to za radość z malowania?

Ale pojawił się Tedi, a wraz z nim konieczność szybkiego i wygodnego zastępstwa dla tradycyjnych farb. Bo nie dość, że człowiek ten mały, nie dość że ruchliwy więc tu kubeczek z wodą przewróci, tam paluchy do słoiczka z farbą wsadzi i pół mieszkania wysmaruje, to jeszcze zeżre. Farby więc muszą być niebrudzące i nietoksyczne. Z pomocą nadciągnęła Baba Bena targając pod pachą farby w sztyfcie Playcolor.

Mają niezwykle intensywne kolory i są trochę czarodziejskie. Gdy rysujemy lekko efekt podobny jest do kredki świecowej ale nieco silniejsze naciśnięcie powoduje, że rysunek wygląda jak namalowany farbami. Można malować nimi i po zwykłym papierze, i po kolorowych kartkach (świetnie kryją), i po drewnie. Niestety po ścianach, krzesłach, ciele, ubraniach i wszystkich zabawkach też 🙂 Na szczęście łatwo i bez problemu się zmywają.

I najważniejsze, farby mają gruby sztyft (małą rączka sprawnie i pewnie trzyma je w dłoni) i są bardzo miękkie. Nie trzeba wiele siły by uzyskać fajny efekt. Maluje już więc nimi nie tylko Miętus ale i Tedi. Kolory dobrze się ze sobą łączą, a całość szybko wysycha pozostawiając powierzchnię lekko lśniącą i gładką. Mają tylko jedną wadę: są mniej wydajne niż inne farby. A może to uwielbienie Bachorów sprawia, że tak szybko się zużywają?

Farby Playcolor w sztyfcie można kupić na przykład TU.

Fluorescencyjne farby MÅLA – Ikea

O matko! Co to za kolory? – pomyślała Matka gdy Baba Bena wręczyła je Miętusowi na prezent – Czemu, ach czemu, nie dałam babci jakiś dokładnych wskazówek, co ma kupić? Przecież od tego aż zęby bolą.

A Miętus pokochał. Pokochała z czasem i Matka. Choć nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

Co w nich najbardziej lubimy? Raz, że mają niezwykłe kolory. To wręcz esencja kolorów. Dwa, że są w dość miękkich plastikowych buteleczkach z wąską końcówką. Malować więc można na trzy sposoby: albo wyciskając farbę bezpośrednio na kartkę papieru – wąski „dzióbek” umożliwia rysowanie całkiem cienkich, precyzyjnych linii a rysunek jest wtedy lekko wypukły (i to ten sposób właśnie ukochał Miętus najbardziej). Nie trzeba do tego ani pędzli, ani kubeczków z wodą, a bałagan ograniczony jest do minimum. Jeśli ktoś jednak lubi cały ten rytuał malowania – maczanie pędzelka, odsączanie go z nadmiaru wody, rozcieranie nim farby po papierze, robienie mokrych barwnych plam, to czemu nie? Można farbę wycisnąć na kartkę a następnie rozprowadzić pędzelkiem albo wycisnąć ją bezpośrednio na sam pędzelek. Wszystkie sposoby są fajne, wszystkie godne polecenia. Farby świetnie kryją, są bardzo wydajne a kolory nie blakną z czasem.

Kupić je można na przykład TU.

 

6 thoughts on “Wyprawka przedszkolaka czyli najfajniejsze farby i kredki

  1. Uwielbiam artykuły szkolne. Dlatego też – uwielbiałam kupować wyprawkę do szkoły no i oczywiście wszystko było mi potrzebne. Byłam królową kolorowych długopisów i ilości kolorów farb, kredek, pasteli… Zostało mi to do dziś 😀 dlatego wszystkie powyższe kupiłabym chociażby dla swojej przyjemności 😀

Skomentuj asia amelushka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *